Słowem wstępu, bo wiem, że nie każdy jest z nami od samego początku... na zdjęciach, które widzicie tutaj jest Dinuś, nasz pierwszy adopciak. Artykuł pochodzi jeszcze ze starego bloga i został napisany w 2019 roku, kiedy Dino z nami podróżował, i to właśnie on był pierwszym psem w drodze, który do dziś podróżuje z nami w naszych sercach i dzięki któremu powstało to wszystko.


Chorwacja to przepiękny  i zachęcający w każdy możliwy sposób kraj do spędzenia w nim wakacji. My też  nie potrafiliśmy jej odmówić. Zatem ruszajmy

              Pierwszą noc spędzamy na Słowacji. Znaleźliśmy przepiękny zakamarek za drzewkami na górce, wystarczyło zjechać z głównej drogi kilkaset metrów w łączkę no i proszę, miejsce idealne. Na Słowacji w tej podróży przebywaliśmy króciutko, bo zaledwie dwie noce. Z tego co mi wiadomo nocleg „na dziko” w Słowacji jest w pełni legalny. Nasze wrażenia ? Najmniej zaludniony kraj jaki do tej pory widzieliśmy, normalnie 0 żywego człowieka, na szczęście martwego też (wybaczcie ten mój czarny humor) Do tego chyba trafiliśmy na jakieś Słowackie święto, więc wszystko było zamknięte. (teraz już wiem, 29.08.2019 - 75 Rocznica Wybuchu Słowackiego Powstania Narodowego)
Zatrzymaliśmy się w niewielkim miasteczku nad rzeką, co by Dinuś się trochę ochłodził i ruszyliśmy w dół, w stronę granicy z Węgrami. Więc za dużo o Słowacji nie powiemy ;) Dużo lasów i zieleni, ciszy, i spokoju, takie właśnie mamy wspomnienia ze Słowacji. Przy granicy, która jest w miejscowości Komarno, przekimaliśmy się w drugim polnym zakątku, tym razem nad rzeką, do której Dinuś postanowił pognać zahaczając przy okazji taki tobołek z dokumentami i nawigacją i wrzucając go do rzeki (na szczęście udało się go odratować).

               Węgry – upał gorąc i susza –tak w skrócie. Pierwsze co nas zszokował po wjeżdzie na węgry to ilość poruszających się tam powozów konnych. W Polsce jest to już bardzo rzadko spotykane  ale tutaj ? Co chwila . Gdybyśmy mieli porównać do czegoś Węgry to powiedzielibyśmy, że to Polska wieś 30 lat temu ale nie możemy tak powiedzieć bo jeszcze nas na świecie nie było. Urokliwe małe miasteczka z drobnymi kościółkami, dużo pól kukurydzy. Wyjątkiem jest Balaton.Tutaj są wille rodem z Hollywood i pełen luksus. I chrońcie się z pieskami od tego miejsca gdyż moim zdaniem jest ono okropne. Ze względu na duży upał zatrzymaliśmy się na kempingu nad Balatonem, co się okazało ? Że psy nie mogą wchodzić do wody, nie i koniec. Nigdzie,nie tylko na kempingu na którym się zatrzymaliśmy. Są bodajże dwie psiolubne małe plażyczki dla psów, które są tak zapchane, że ledwo można tam nosa wściubić. Dino pomoczył się w wodzie na jednej z tych plaży ale nie wyobrażam sobie pójść tam z psiakiem który średnio znosi towarzystwo innych psów, i to tak liczne. Plus był taki, że kemping na którym stanęliśmy był wyposażony w prysznice dla psów. Niskie brodziki z słuchawką, od zewnętrznej strony infrastruktury sanitarnej, więc chociaż schłodziliśmy naszego niedźwiedzia przed wyjazdem.

               Chorwacja – wreszcie dotarliśmy na miejsce i przywitała nas ulewa, ale taka ulewa że musieliśmy stanąć bo nic nie było widać. To chyba jedyny raz kiedy widziałam deszcz w Chorwacji. Zatrzymaliśmy się na małym kempingu Randoja, gdzie cudowny właściciel, zanim wziął nasze dane, to oczywiście poczęstował nas rakiją domowej roboty. Rano na zagryzkę daliśmy mu ogórki kiszone mojej babci. Kemping mieścił się na łąkach, więc poszliśmy z Dinem trochę pochodzić i poszliśmy w kimę, gdyż na następny dzień mieliśmy zwiedzić piękne Jeziora Plitvickie, co niestety nie udało się tak od razu. Okazało się bowiem jak przyjechaliśmy że biletów nie ma i generalnie to nie wpuszczają już po 16:00. Takrze przestroga dla was, zakupić bilety najlepiej online na stronie parku i być następnego dnia na godzinę otwarcia, tak żeby wchodzić jako pierwsi. Na następny dzień udało się i weszliśmy z samego rana. Nie umiem nawet opisać tego jak piękny jest ten park, kolor wody zachwyca o każdej porze dnia, wodospady i jaskinie zapierają dech w piersiach i generalnie gdy ktoś jedzie do Chorwacji to uważam, że jest to miejsce „must see” jeśli mogę tak powiedzieć ;) W parku płynie się łudką i całe szczęście można wrócić kolejką panoramiczną bo Dyniu z racji swojego wieku już nie dał rady obejść całości. Pieski do parku wchodzą za darmo.


Z jezior wyruszyliśmy w kierunku Szybeniku, małego miasteczka portowego, mijając po drodze góry skaliste, widoki wręcz fenomenalne. Noc spędziliśmy na jakimś parkingu między domkami. Szybenik pełen jest starych kamieniczek i wąskich uliczek. Ma swój urok, naprawdę, po całym dniu szwędania się i zjedzenia obiadku w przyjemnej knajpeczce (Nawet Dyniu dostał miskę z wodą i kawałek mięska od kelnera) wyruszyliśmy w górę, drogą wiodącą przy samym brzegu morza. Jest to chyba najpiękniejsza droga Chorwacji. Jechaliśmy nią kilka dni, nie spiesząc się, zatrzymując się i kąpiąc się w wodzie oraz napawając widokami. Plaże w Chorwacji są kamieniste i należy uważać na jeżowce, ale rekompensuje to woda ciepła jak zupa i czysta tak, że widać dno na parę metrów w dół. Naszym przedostatnim przystankiem jest miasto Pula. Jest tam już trochę większy ruch czego za bardzo nie lubimy ale zobaczyliśmy to słynne koloseum i pochodziliśmy po starym mieście. Ostatnia noc, spędzamy ją przy opuszczonej twierdzy nad samym morzem. Trafiliśmy na miejsce gdzie jest pusto, nie ma praktycznie nikogo i tak żegnamy Chorwację ostatnim przepięknym zachodem słońca. Na pewno jeszcze kiedyś tu wrócimy.

               Powroty bolą-czyli jak oberwać piorunem na wakacjach. Całą drogę przez Słowenię lało, a na samym wyjeździe do Austrii rozpętała się ogromna burza. Z racji konieczności pójścia za potrzebą, postanowiliśmy zajechać na jakiś pasaż handlowy, który widniał na mapie po drodze, niestety była to chyba niedziela i wszystko było zamknięte za wyjątkiem, mały McDonald na końcu był otwarty ! Nasze zbawienie ! No i przy wysiadaniu gdy postanowiłam wziąć kurtkę z bagażnika, piorun uderzył gdzieś w okolicę tego parkingu. Niestety pech chciał że stałam w kałuży w japonkach i w tym samym momencie złapałam za klapę od samochodu …. Nie wiem jak to się stało, ale oberwałam dość porządnie. Nie było to bezpośrednie porażenie całe szczęście, oberwałam tylko jakimś prądem rozchodzącym się po uderzeniu ale i tak szok i strach były ogromne. Po całym incydencie Bartek postanowił już się nie zatrzymywać i przejechaliśmy przez Austrię i Czechy do Polski.

Sprawdź nas:

26 września 2022

Kierunek ? Chorwacja z psem !

WROĆ DO BLOGA

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.